Żyjemy
w miarę spokojnie, choć głównie ja sama z dziećmi. Mąż oddaje się sędziowaniu
albo służbie ojczyźnie (czyt. partii). Trochę kręgosłup mi siada bo ostatnio
głównie ja kąpię dzieci i kładę spać. I sama padam ;). Wyjątek nastąpił dziś.
Pojechałam do pracy nr 2 i nawet szybką kawę poza domem zaliczyłam.
Starszak
namiętnie chłonie wiedzę. Szczególnie język angielski. Potrafi zupełnie
niespodziewanie zacząć śpiewać na całe gardło At the moment clap your hands…! Ponieważ
nie wszystkie piosenki znamy (a raczej większości nie znamy), poprosiłam dziś
panią w przedszkolu, by wystarała się o teksty, będziemy się dokształcać w domu
:-). Odbyłam też rozmowę z właścicielką zacnej placówki i jest szansa na lekcje
religii. Pomysł przyszedł mi do głowy niedawno, stwierdziłam, że skoro
trzylatki uczą się nazw owoców, ubrań i piosenek po angielsku, to niech ich
rozwój odbywa się równomiernie ;). Tym bardziej, że widziałam panią dyrektor na
gorzkich żalach, więc założyłam, że w niej również drzemie religijność…
Mały
Ludek zaczął w żłobku malować i kleić. Fajnie, brakowało mi tam takich
inicjatyw. Nadal ulubionymi słowami są „mama, „am”, „picie” „tata”, zaczęły się
awantury z jedzeniem (i to ostre). Polegają głównie na tym, że dziecię drze się
niemiłosiernie, kiedy chcę je karmić, J generalnie musi sam trzymać łyżkę i
jedzenie serka nawet mu czasem wychodzi. Przy okazji najada się też kanapa,
dywan i wiele różnych sprzętów, których nie podejrzewaliśmy, że są smakoszami
nabiału.
Starszak
doszedł do etapu, kiedy to powie coś, czym nas kompletnie zaskoczy, i czeka na reakcję.
Scenka z dziś: chłopcy jedzą bułeczki. Młodszy trzyma w jednej rączce mleczny
batonik, w drugiej bułeczkę, popija jedzonko mlekiem prosto od krowy, przepraszam, mamy… Nagle
tatuś (siedzący obok) odłamuje część bułeczki i zjada. Mama go karci: „dlaczego
zjadasz dziecku? Starszak obudzonym tonem: „dlaczego zjadasz dziecku?”. Mama i
tata nie wytrzymują powagi sytuacji i wybuchają śmiechem…
A`propos.
Nasz syn ma nową dziewczynę. W poniedziałek, z racji wagarów (mama miała dzień
wolny, więc i chłopcy zostali w domu), zaprosiliśmy ciocię I. z dwójką dzieci:
H (prawie trzyletnia dziewczynka) i M (prawie roczniak). Dzieci pięknie się
bawiły (wiem, że trudno w to uwierzyć, ale w czasie kilkugodzinnej wizyty nie
było ani jednej afery!), a kiedy potem wyszliśmy wspólnie z domu, starszaki
trzymały się za ręce i dawały sobie buziaki (niepodpuszczane przez nikogo). Dziś też się
spotkaliśmy, przypadkiem, w plenerze, i to samo! Nasz pierworodny potwierdził,
że H. to jego dziewczyna :).