Ciągle
coś się u nas dzieje, na nic nie ma czasu. W domu bałagan, że wstyd listonosza
wpuścić, na szczęście żadne paczki ani polecone nie przychodzą :D. Kręgosłup
siupie, ale dzielnie chodzę do pracy, a i w weekend nie było czasu na
błogoleżenie. Dziś wyrodna matka wyszła z pracy później niż ojciec i tenże
dostał ambitną fuchę odebrania żony i dwójki dzieci. Chłopcy zaś mocno
rozkojarzeni, bo nieprzyzwyczajeni do późnego siedzenia w żłobku/przedszkolu.
Dobrze, że dzień słoneczny, przynajmniej po ciemku ich nie zgarnialiśmy. I
jeszcze wystarczyło czasu na krótką zabawę nowymi puzzelkami i dziurkami
sznurkami ;).
Nowe
zabawki to efekt sobotniej wyprawy do zoo :). Szepnęłam dzieciom, by namówiły
tatusia (Dzień Ojca to przecie!) na wyprawę do ich ulubionego przybytku. Tata
optował za Strefą Kibica, ale w końcu uległ ;). Na miejscu okazało się, że
firma Granna organizuje imprezę dla dzieci. Wpadliśmy na sam koniec, bo
wcześniej trzeba było nakarmić przychówek zupą z termosu (mój ostatni patent,
bo w zoo nie ma szans na kupienie w miarę zdrowego obiadu) i obejrzeć lamy i
orły i co tam jeszcze. Jak dotarliśmy do dziecięcej strefy, okazało się, że
jest tort (pycha!) i nagrody losują...
Mąż
zrobił rekonesans i przyniósł do wypełnienia kupony. Żeby zwiększyć nasze
szanse, wypisał kupony na całą naszą czwórkę. Od razu wylosowano Młodszego, co
za radość! Bo to frajda coś wygrać ;). Tylko Starszak nie miał humoru („Mama,
ja też chcę wygrać grę…!”). Matka próbuje przekonać, że dobrze, że choć jedną
mamy, tata wtóruje, że Młodszy i tak sam się nie będzie bawił, bo najfajniej
grać w grupie… Za chwilę wyczytali tatusia. Tatuś podszedł ze Starszakiem na
rękach, który nie bardzo wiedział, o co chodzi, bo mówili do niego po imieniu
taty… Ale co tam, ważne, że grę dostał :). Za chwilę wyczytali mamę. I
przyznam, że zrobiło mi się głupio, bo, primo: nie miałam córki, która mogłaby
grać mnie, secundo: nie było aż takich tłumów, żeby nikt się nie pokapował, że
jesteśmy z tej samej bandy… Ale co tam, podeszłam, z Młodszym uczepionym do
szyi, bo głośniki i ludzie przebrani za zwierzęta zaczęli go mocno przerażać…
Facet nawet się przejął i zaczął szukać gry, jakiej jeszcze nie dostaliśmy… Jakież
było nasze zdziwienie (i organizatora), kiedy czwarta nagroda powędrowała do
nas… Robili nam zdjęcia i niedługo będziemy się szukać na stronie firmy
produkującej gry edukacyjne ;).
Nie
powiem, wyprawa do zoo nabrała całkiem innego charakteru. Chłopcom się
spodobało, zawsze to coś nowego. No i fajnie jest dostać coś za darmo. Mąż w
domu obliczył, że zwrócił nam się zakup rocznego biletu do zoo i jeszcze na tym
zarobiliśmy. A wiedza chłopaków o lamach, bongo, surykatkach? Bezcenne!
Generalnie
spędziliśmy weekend w plenerze, bo wczoraj mąż i ojciec wyciągnął nas na festyn
organizowany przez fundację Kibicuj Rodzinie. Chłopcy zachwyceni licznymi
atrakcjami, nawet zupą z termosu (pisałam, że dobry patent ;)) i potem Starszak
zwierzył się tatusiowi w podziemiu kamedulskim (uwielbiam Bielany, mam
sentyment do nich dzięki studiom), że jest wdzięczny za cały dzień na świeżym
powietrzu. I tu oczywiście miejsce na smutne, pełne wyrzutów sumienie matki, że
w tygodniu chłopcy dużo siedzą w domu, zwłaszcza odkąd matce kręgosłup odmówił
posłuszeństwa… W każdym razie piknik zaliczamy do udanych, także towarzysko, bo
i trochę znajomych spotkaliśmy ;).
Teraz
ostatnie dni przed wakacjami, więc matka dwoi się i troi, i jeszcze mimo późnej
pory piecze babeczki, w podziękowaniu dla żłobkowej cioci, że została po
godzinach i zajęła się naszą młodszą latoroślą… Sezon truskawkowy się kończy,
więc piekę na potęgę tzn. na zmianę raz mufinki, raz ciasto z kruszonką… Nawet
mąż nie ma pewności, co pyszniejsze ;). I najważniejsze, że zawsze świeżutkie
(stare lubię tylko serniki i ewentualnie babki), bo zjadamy wszystko w dwa dni… Gdyby tylko ten
dziadowski kręgosłup się uspokoił, bo po całym dniu na nogach wieczorem po
prostu mnie rzuca :(.
Młodszy
nie jadł z cycka już 12 dni. Jakoś sobie radzi, ale usypianie jest już
wyłącznie moją domeną. Zwłaszcza, że bardzo bardzo długo trwa. Zdążę już
ochrypnąć śpiewając jedną z jego kilku ulubionych kołysanek. Młody łapie różne
pozycje, byle być mocno przytulonym do matki. Ostatnio preferuje leżenie na
plecach na mamie. Trochę karkołomna to pozycja, ale tak się układa. Najgorsze,
że zazwyczaj zasypiam razem z nim, potem w środku nocy budzi mnie mąż, ja nie
wiem, co się dzieje, i tylko idę wziąć szybki prysznic, a ambitne plany
wieczorowe biorą w łeb.
Ostatnio
oglądaliśmy sporo kreskówek, w ramach akcji Matka Nie Ma Siły Się Ruszyć,
Zajmijcie Się Sobą… I tak się zastanawiam:
1) Czemu
Maniek Złota Rączka nie pójdzie na randkę z Clarą?
2) Dlaczego
Strażak Sam nie ma żony ani nawet dziewczyny?
3) Dlaczego
Pan W Czerwonym Kapeluszu nie ma rodziny, mieszka z małpą, a do Pani Profesor
mówi: „Pani Profesor”, mimo że się kolegują?
4) Dlaczego
Bob Budowniczy i Marta są singlami?
5) Dlaczego
rodzice Dory Odkrywczyni wypuszczają ją samą do lasu, za siedem gór i rzek?
Ostatnio
chcieliśmy włączyć dzieciom chrześcijańską bajkę, niestety postaci wyglądały tak
przerażająco, że syn zaczął wrzeszczeć ze strachu… I to bohaterowie pozytywni…
No nic, póki co zostaniemy jednak przy „klasyce” na mini mini…