Za chwilę
Wielki Post, a u mnie jeszcze czas Bożego Narodzenia. Oj, ciężko być dobrą mamą
i regularną blogerką ;). Tak to jednak jest, że kiedy mam do wyboru komputer
albo czas z dziećmi, wybieram dzieci :). A potem już
nie mam na nic siły i padam. Ewentualnie czytam, bo od jakiegoś czasu
uzależniłam się od e-czytania. Niby jako rasowy polonista zarzekałam się, że
nigdy w życiu, bo książka musi być z papieru, bo to ją zabieram do łóżka
(oprócz męża, ale ten przychodzi sam), bo ją wkładam pod poduszkę i nie ma nic
cudowniejszego niż szelest przewracanych kartek… Tymczasem odkąd św. Mikołaj w
osobie mego męża obdarował mnie e-czytnikiem, szybko zmieniłam zdanie. Do tego
stopnia, że na moich półkach wciąż zalegają zakupione bądź pożyczone stosy
książek, do których być może nigdy nie zajrzę. Trochę to smutne, zwłaszcza
jakbym mała być taką samotną książką, ale na szczęście chrześcijanin duszy
upatruje gdzie indziej, a ostatecznie przekonało mnie czytanie przy zgaszonym
świetle. Tak więc namiętnie e-czytam.
Nie chciałam
też pisać na blogu, bo w ostatnich tygodniach działo się sporo spraw, których
nie rozumiem i nie chcę rozumieć, a już dawno podjęłam decyzję, że to nie
będzie miejsce na moje wylewanie żali. Takie sprawy chcę załatwiać w
konfesjonale (który dzięki Bogu nie jest tylko miejscem na wymienianie swoich
grzechów) oraz w domu przy zamkniętych drzwiach.
Za nami ferie.
Częściowo spędzone u babci i dziadka, więc odpoczęłam nieco. Miałam też okazję
zostawić chłopców z dziadkiem i wyskoczyć na zakupy. Dzięki temu wykorzystałam
czas na lekcję poglądową pt. Monster High i jestem coraz bardziej przerażona. Skalą
zjawiska, ohydą treści i niebezpieczeństwem, które propaguje. Która matka
kupuje swojemu dziecku, kilkuletniej córce (!) lalkę wampirzycę? W Smyku są
całe ściany zabudowane kolekcją, na którą składają się lalki, dodatkowe
ubranka, gry, nie wspominając już o piórnikach, plecakach, zeszytach. Niedawno
przeglądając gazetkę z Lidla widziałam koce, ręczniki, pościel… Kubki też
gdzieś widziałam. Nie jestem specjalnie wrażliwa, potrafię jeść obiad, gdy w
pobliżu na nocniczku synek robi kupkę, ale z kubka z wampirem nie wypiłabym
nawet ziółek na wymioty. No, zły przykład, bo takich ziółek wcale bym nie
wypiła. Mniejsza o to. W kubku z okaleczoną lalką niczego bym się nie napiła. Nie
dość, że paskudne toto, to jeszcze propaguje okultystyczne (czyt. niebezpieczne)
treści. A ktoś robi na tym niezłą kasę, bo ubranko dla tej kociuby kosztowało
ok.60-80zł! Straszliwa to rachuba – skoro jest tyle tego dziadostwa, to znaczy,
że ktoś to kupuje. Dużo ludzi. Czy zdają sobie sprawę, jak okaleczają swoje
córki?
Antidotum na
tego typu gnioty jest cudny miesięcznik wydawany przez loretanki od stycznia.
Tyle że nie wiem, czy niestety powstał drugi numer, bo pierwszy kupiłam w
swojej parafii, a drugiego jeszcze wczoraj nie mieli. Nazywa się „Tak rodzinie!”
i czytałam go ze łzami w oczach. Mądra formacja. Dorzucam do mojego bieżącego
repertuaru. Obok „Gościa Niedzielnego”, choć zniknięcie felietonów ks. Horaka
bardzo mnie zasmuciło. Mam nadzieję, że do GN nie przeniosą się te wszystkie
roszady, które wiązały się z upadkiem „Uważam Rze”. Czytam też „W sieci” (bez
duetu Mazurek & Zalewski poniedziałek nie będzie miał tej wisienki na
torcie) i z uwagą przyglądam się „Do rzeczy”. Trochę czasu brakuje, żeby
wszystko dogłębnie przeczytać, ale przeglądam i szukam tego, co warte.
To jeszcze
dowcip z życia wzięty na koniec. Przychodzi ksiądz po kolędzie, mąż sam, bo
żona i dzieci na feriach. Ksiądz rozgląda się po naszym księgozbiorze. Zauważa jedną
z pozycji:
- o, widzę, że
macie „Katolicki komentarz biblijny” – zagaja
- to żony…* - odpowiada mój skonsternowany mąż ;).
* nieprawda! Komentarz
dostaliśmy w prezencie ślubnym, o czym mój małżonek zdążył już zapomnieć ;)
E-czytnik - świetny prezent, zazdrościmy :)
OdpowiedzUsuńA co do Monster High - faktycznie, teraz jest wielka moda na to. Widzę po dziewczynkach w mojej szkole.