Na
wszystko brakuje czasu… Popołudnia i wieczory zazwyczaj spędzam sama z dziećmi,
bo mąż sporo sędziuje. W pracy mobbing, szef straszy zwolnieniami. Dwoję się i
troję, i zazwyczaj tak jest, że wieczorem zasypiam razem z dziećmi, po północy
budzi mnie mąż, każe iść do łazienki i spać. Zasypiam z poczuciem porażki (bo
szuflada ze sprawdzianami i wypracowaniami puchnie, zawartości wciąż przybywa…)
i rano z trudem wstaję do pracy. Plusem bezrobocia męża jest to, że nie trzeba
zrywać się całą brygadą skoro świt. Jedynym plusem, bo już sytuacja coraz
mocniej nas frustruje.
Mieliśmy
udany weekend, przyjechali moi rodzice (imieniny Młodszego!), więc mogliśmy
udać się na zakupy bez dzieci (co za frajda!), które w dodatku były tym faktem
zachwycone. Przy okazji przypomniały mi się czasy, kiedy Starszak był w wieku
Młodszego. Często wówczas jeździłam do rodziców, bo z wielkim brzuchem nie
miałam siły ganiać całe dnie za synem. Bardzo się wtedy rozwinęła więź
dziadzio-wnuk. Wnuk robił wszystko z dziadkiem, czy może dziadek z wnukiem…
Całe dnie na rączkach, bo nawet kawę musiał biedny dziadek robić i pić z
uczepionym do szyi półtoraroczniakiem. Naleśniki podrzucać, ku dzikiej uciesze
chłopca. Jak dziadzio szedł się kąpać, to dziecię kładło się pod drzwiami i
wyło…
Teraz
nasz Młodszy obi to samo. Mimo że spędza z dziadkiem dużo mniej czasu niż brat
w jego wieku, powiela te same schematy! Ponieważ należy do niepoprawnych
niejadków, wykorzystywaliśmy autorytet dziadka, by dziecię coś przełknęło.
Zjadał np. zupę z jego talerza. A jak dziadek wyjechał, chłopcy machali do
niego przez szybę z balkonu. Potem przez cały dzień młodszy podchodził, walił
pięściami w okno krzycząc „Dziadzio, dziadzio!...
Starszy
też miał niezłą akcję. Już dawno babcia mu obiecała, że jak będą jechać do
niego w odwiedziny, to odbiorą go z przedszkola. Zapomniałam upoważnić panie,
że ktoś inny odbierze synka, więc poszłam po niego razem z babcią, a dziadek
parkował. Wchodzimy, a dziecię, kompletnie mnie ignorując, wymija stojącą za
mną babcię i pyta: „A gdzie dziadzio?”. Na szczęcie tenże już wkroczył na
podwórko… Taka to wdzięczność wobec matki ;).
Muszę
się pochwalić, że w sobotę Młodszy sformułował zdanie. Nierozwinięte, co
prawda, ale urocze: „MOM PICIE”. Słyszał tata, słyszała babcia (mama usypiała
Starszaka, więc opiera się tylko na relacjach świadków). Słowo „Picie” należy
do ulubionych, ale skąd fascynacja śląską gwarą? Czyżby znowu geny po dziadku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz