niedziela, 12 lutego 2012

Słowo od dinozaura

             Dochodzą do mnie głosy, co się z nami dzieje, bo od dawna na blogu cisza… Oj, niestety, kobieta pracująca… W dodatku pewnie w związku z permanentnym zimnem przyplątywało się jedno przeziębienie za drugim… Mam nadzieję, że kryzys chwilowo zażegnany. Zwłaszcza że wczoraj miałam pierwszy dzień od końca ferii, kiedy nie poszłam do pracy. Swoją drogą zaciskam zęby, kiedy słyszę narzekania koleżanek po fachu, nauczycielek. Tych bez małych dzieci w domu, których praca w szkole jest jedyną, w dodatku uczą przedmiotu, z którego nikt ich nie rozlicza. Jakie to one zapracowane! Bo sprawozdania trzeba pisać i dokumentację pracy… Olaboga! Ja wracam z pracy z wywieszonym jęzorem, jadę do pracy nr 2, w domu gotowanie (chyba że mąż coś akurat ugotuje), sprzątanie, trzeba dzieciom poczytać, pobawić się z nimi, położyć spać (kąpie mąż, chyba że akurat go nie ma). Dopiero jak dzieci padną, mogę wziąć się za sprawdzanie prac, przygotowanie zajęć, czytanie lektur (co roku to samo…), robotę papierkową z pracy nr 2… I padam na twarz. Zasypiam razem z dziećmi, o północy budzi mnie mąż i wysyła pod prysznic i do łóżka. Generalnie nie narzekam. Dobrze, że mam pracę. Nr 1 i nr 2. Tylko czasami tak cholernie się wkurzam, kiedy ktoś mi mówi, jaki to on jest przepracowany, bo robota w szkole taaaaaaaka straszna. Witamy w kapitalizmie.
                 Poza tym mąż nadal w poszukiwaniu. Chciałabym, żeby w końcu coś znalazł. Zwłaszcza że przebywanie razem dużo dłużej niż do tego przywykliśmy, w dodatku przy naszym metrażu, nie służy nam. Nasze wszelkie wady, znane przecież od lat, urastają do dużo większych rozmiarów. Coś co przed ślubem było nieszkodliwym bzikiem, wkurza. I jestem pewna, że działa to w obie strony.
                       Dzieci na szczęście, jakby na przekór depresyjnym nastrojom rodziców, zachowują się całkiem nieźle. Ostatnio odwiedził nas mój kolega ze studiów z dziesięciomiesięcznym synkiem i jestem pod wrażeniem tego, jak chłopcy pięknie się bawili. Nawet Młodszy, mając wreszcie okazję być Starszakiem, przynosił koledze zabawki, przytulał go, pokazywał różne rzeczy…
Starszak pięknie sam umie zorganizować sobie czas. Fantazję ma niebywałą. Buduje łódź podwodną wykorzystując dywan w salonie, fotel, małe krzesełko, kilka ścierek kuchennych, parę klocków i pluszaków. Potem zaprasza na tę łajbę rodziców i brata; pokazuje, gdzie można umyć ręce, a gdzie zjeść obiad…
                    Młodszy ostatnimi czasy coraz więcej rozumie, a jego ulubionym zajęciem jest wynoszenie śmieci do kosza i wrzucanie do zlewu brudnych naczyń. W związku z tym, że ostatnio mamy sporo problemów, postanowiłam nie dokładać sobie kolejnego i nie stresować siebie ani Malucha odstawianiem od cycka. Znalazłam teorię, pod którą podpisuję się obiema rękami: „po co mam dawać dziecku mleko innego ssaka, skoro mam własne?”. Tak więc mimo że niedawno synek skończył rok i pięć miesięcy, postanowiłam na bliżej nieokreślony czas zawiesić zamiar zakończenia karmienia.
Chciałabym wychować synów tak jak mnie wychowano. Choć ostatnio zastanawiam się, czy ja aby na pewno nie jestem z innej epoki. Wiem że w kwestii konserwatywnych poglądów czy religii na pewno, ale dochodzą też aspekty. Na przykład kwestia gościnności. Nauczono mnie w domu, że gość to niemal świętość. Że to ważne, by gość czuł się zawsze dobrze, nawet jak nas zaskoczył swoją obecnością. Miałam ostatnio niestety kilka bolesnych przykładów pokazujących, że w tej materii jestem dinozaurem. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale zastanawiam się, czy chęć wychowania synów w poszanowaniu gościnności nie jest naiwna. Przy okazji, pozdrawiam innych dinozaurów :), z nimi na szczęście dużo częściej mam do czynienia!

3 komentarze:

  1. Chyba niektórzy ludzie po prostu lubią narzekać. Gdyby nie mieli pracy, narzekaliby na bezrobocie, mając pracę, widzą tylko jej negatywne aspekty.
    Ps. A fantazja Fr. mnie zadziwia i bardzo mi się podoba!
    Mn.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak ktoś jest bez pracy to wiadomo, że może być nerwowy. Życzę szybkiej poprawy sytuacji materialnej jak i dużo spokoju w domu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego nie pisałam, że nerwowość w domu jest nieuzasadniona... Dziękuję, mam nadzieję, że sytuacja w końcu się poprawi.

    OdpowiedzUsuń