Jako że ostatnio spotkaliśmy się z
przyjaciółmi oczekującymi narodzin Pierworodnego, wzięło mnie na wspominki, jak
to u nas było. A że porody wspominam fatalnie, cóż. Z biegiem lat staram się
szukać raczej miłych chwil albo śmiesznych przynajmniej ;).
I tak np.
przypomniało mi się pakowanie. Pierwszy poród, niby byłam spakowana, ale do
terminu został miesiąc, więc i tak na gwałt mąż dopakowywał torbę. Taką
sportową, czerwoną. W szpitalu spędziłam 5 dni, więc codziennie mąż
przychodził, przynosił czystą koszulę i masę różnych rzeczy, o których
wcześniej nie pomyślałam. W międzyczasie odwiedziło nas trochę ludzi, każdy coś
przyniósł… I w efekcie ze szpitala wychodziliśmy: ja (z bolącą raną w postaci
rozciętego brzucha), dzidziuś (w niby lekkim, ale jednak ciężkim foteliku
samochodowym), czerwona sportowa torba i pięć tysięcy reklamówek, do których
wpakowaliśmy całą resztę. Nie muszę wspominać, że mąż odbył kilka kursów do
samochodu ;).
Następnym razem byłam już mądrzejsza
i spakowałam się do walizki. Najpierw mąż się śmiał, bo walizka była kupiona na
dwutygodniowy wylot do Anglii, a do szpitala na planowaną cesarkę miałam
przecież jechać na 3 dni. Potem się cieszył, bo przy wypisie wszystko co nie
było mną ani dzieckiem znalazło miejsce w walizce, nawet zgrzewka wody, która mi
została (bo przecież matka karmiąca musi mieć zapas wody).
Dziś święto Maryjne. Starszak nadal
jest czcicielem Matki Bożej i kiedy wczoraj odwiedziła nas kolejna ciocia,
chłopiec szepnął mi do ucha, czy może dać cioci Maryjkę ;). Tak więc kolejna
plastikowa Maria rozparcelowana ;).
Mąż wymyślił, że zabierzemy dziś
dzieci na rekonstrukcję bitwy pod Ossowem. Staliśmy w megakorku, w międzyczasie
chłopcy posnęli, a na miejscu się okazało, że nie ma gdzie zaparkować i trzeba
było jechać dalej! Zniechęceni, skapitulowaliśmy pod MC Donald`sem, jak się
potem okazało, równie zapchanym, bo nowootwartym. W porę się wycofaliśmy z sali
zabaw dla dzieci, bo ojciec zabrał ich tuż przed gigantyczną bitwą. Na szczęście
agresywne pytanie: „czy to pani dziecko???!!!???”, po którym następował straszliwy
słowotok, czego owe dziecko nie zrobiło (a zrobiło wiele, rzucało młodszych na
ścianę np., a do naszego Starszaka powiedziało "wypad!"), nie było adresowane do mnie. Uff!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz