poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Powyjazdowo


Oj, strasznie szybko minął nam ten mężowski urlop. Dziś już chłop poszedł do pracy, a ja powoli wchodzę w rytm pt. cały dzień sama z dziećmi. Ze zdziwieniem odkrywam, że powoli nastają czasy, kiedy nie muszę pilnować dzieci non stop przez 24h. Dziś na placu zabaw to Starszak biegał za Młodszym, wołał go, kiedy za bardzo się oddalał, pilnował, żeby nie wchodził tam, gdzie niebezpiecznie. Nawet jak jeździł z jakimiś dziewczynkami na karuzeli i zobaczył pędzącego ku nim brata, zaapelował do tej, która kręciła „-Przepraszam, czy możesz zwolnić?”. Przyznam, że mało nie padłam na miejscu, a i matka owych dziewczynek również ;). Wczoraj pod kościołem też przez dużą część Mszy mogliśmy z mężem stać na swoim miejscu, bo dzieci same się pilnowały. Cudne to jest!
Generalnie jakoś fajnie u nas ostatnio. Wczoraj odwiedzili nas przyjaciele i miło było pogadać, poopychać się popcornem z mikrofalówki i karmić gości kaszą gryczaną ;). Z racji błogosławionego stanu cioci, chłopców mocno intrygował dzidziuś w brzuchu, Starszak dużo się przytulał, całował kolegę, i już dzień przed wizytą przeżywał, żeby mama nie zapomniała dać cioci kocyka. Przy wieczornej modlitwie, odmówionej w większym składzie, nasz F jako jedną z ważniejszych intencji wymienił „Żeby ciocia nie zapomniała kocyka”, a dziś rano ni z gruszki ni z pietruszki powiedział: „-Mama, fajny ten Olek!”
Miniony tydzień spędziliśmy u moich rodziców. Po podliczeniu wszystkich wydatków, które będzie trzeba ponieść na początku września, zdecydowaliśmy się odwołać kurs na Giżycko. Zdecydowanie bardziej ekonomicznie wypadły nam wakacje w rodzinnym mieście, na wikcie u mamusi. I wcale nie zamierzam robić z siebie męczennicy „ojej, nie pojechaliśmy na urlop!”. Było miło, cudnie, rodzinnie, i najważniejsze, że razem :).
Udało nam się nawet uskutecznić całodzienny wypad do Lichenia. Jako że sezon pielgrzymkowy w pełni, a odkąd jestem matką i żoną nie mam większych szans na wędrowanie do Częstochowy, ten wyjazd był dla nas ważny pod względem duchowym. Usłyszałam wcześniej negatywny komentarz, że nie ma co jechać z dziećmi do sanktuarium, bo „nie zapamiętają i nie skorzystają”. Po powrocie z Lichenia potwierdzam i mogę podpisać się obiema rękami: skorzystali. A czy zapamiętają? Pamięć trzeba w dzieciach pielęgnować.
Starszy synek był pod wielkim wrażeniem wszystkiego, co zobaczył. Koniecznie chciał wchodzić na Golgotę, a kiedy w jednej z grot zobaczył scenę złożenia do grobu, podszedł i przytulił się do Jezusa. Dziecięca wrażliwość religijna! Odtąd naprawdę rozumiem słowa Jezusa, by stać się jak dziecko! Potem do zdjęć przy świętych figurach i pomnikach ustawiał się w pozycji klęczącej (z własnej i nieprzymuszonej woli). Młodszy generalnie koncentrował się na wyszukiwaniu i pokazywaniu palcem na ulubione symbole: flagę i krzyż. Mimo wielkiego skupienia i rozmodlenia wiernych potrafił nagle krzyknąć: „Koko! Ksiś!”. Starszy chciał, by mu wszystko czytać, słuchał w milczeniu historii przestrzelonego krzyża i miał zadanie, by przywieźć babci wodę ze źródełka. W ogóle śmiesznie wyszło, bo zdecydowaliśmy, że dopiero na końcu pójdziemy po tę wodę, by jej nie dźwigać po całym Licheniu. A babcia z wrażenia się przejęzyczyła i poprosiła wnusia o „wodę święconą”. Wychodzimy więc z bazyliki, a dziecię łapie w garść wodę z kropielnicy (czy jest tu jakiś teolog? Tak to się nazywa?). Ojciec nie zorientował się, w czym rzecz i dawaj, zaczyna opieprzać synka. Zanim matka doleciała, sytuacja się wyjaśniła. Poszliśmy do najbliższego źródełku sklepu i zakupiliśmy co trzeba („- Poproszę osiem Matek Boskich plastikowych i jedną ze szkła”). Czyż nie udana pielgrzymka? Udana :). A cudowną wodą obdarowaliśmy rodzinę i przyjaciół.
Generalnie nie byłam w Licheniu od 5,5 roku i ze zdumieniem patrzyłam, jak tam się wszystko pozmieniało. Już nie mówiąc o tym, że nie zobaczyliśmy Cudownego Obrazu. W sklepie z pamiątkami, gdzie wybierałam książeczki dla wszystkich dzieci z rodziny, rzuciło mi się w oczy coś dziwnego. Bransoletka. Drewniana. Składała się z małych obrazków, a że, mimo lekkiej wady, nie noszę okularów, nie widziałam, co na nich jest. Na oko tych obrazków było z dziesięć, więc co to mogłoby być? W „świętym sklepie”? Od czasu do czasu lubię kupić jakiś sacrogadżet, więc: „-Poproszę dwa te różańce”. „-To nie różańce! To bransoletki ze świętymi!”. I tak oto skompromitowałam się w sklepie z dewocjonaliami. Ale, kurcze, bransoletka ze świętymi? Chyba bym się nie przekonała ;).
Wspomniałam o pielęgnowaniu pamięci u dziecka. Mój dziadek zmarł ponad rok temu. Zabieram chłopców na cmentarz, rozmawiamy o pradziadku, który kupił mu piłkę, pokazujemy zdjęcia. Nagle chłopiec przypomina sobie, że dostał też parasolkę z samolotem. Chcę, żeby to były jego wspomnienia. Opowiadamy mu, że kiedy był w brzuszku mamy, inny pradziadek też bardzo go kochał i nie mógł się go doczekać. Chcemy, żeby rodzina była dla chłopców ważna. Nie tylko mama, tata, brat, bo to oczywiste. Kto tylko chce z nami utrzymywać bliższe relacje, widzi, jakie to dla naszych dzieciaków budujące. I jak oni potrafią ubogacać i uszczęśliwiać.
Niedawno chłopcy mieli okazję poznać moją rodzinę, mieszkającą za granicą. Rety, pokonali wszelkie bariery językowe, a ciocia do tej pory smsuje i jest pod wrażeniem naszych dzieciaków, może za rok skorzystamy z zaproszenia, i, o ile nasz wiekowy samochód da radę, wybierzemy się w odwiedziny :).
Na koniec, g`woli pamięci, przegląd najczęściej używanych słów i wyrażeń naszego Prawiedwulatka:
Oć tu, ewent. siać tu (plus poklepywanie krzesła lub kanapy) – choć tu, usiądź tu
Mama, tata, Danio (ewen. Danek) – czyli my
Makom – motor
Auto
Bacia, dziadzio
Alo – telefon
Sisiu – siusiu
Ałła – uderzyłem się ;)
Baja – bajka
Bop – Bob Budowniczy
Pać – spać
Misio – ulubiona przytulanka
Au – pies
Gol
Piła, pika – piłka
Ciacio – ciastko, cukierek
Piciu
                 To be cont. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz