Oj, strasznie szybko minął nam ten
mężowski urlop. Dziś już chłop poszedł do pracy, a ja powoli wchodzę w rytm pt. cały
dzień sama z dziećmi. Ze zdziwieniem odkrywam, że powoli nastają czasy, kiedy nie muszę pilnować dzieci non stop przez 24h. Dziś na placu zabaw to Starszak biegał za
Młodszym, wołał go, kiedy za bardzo się oddalał, pilnował, żeby nie wchodził
tam, gdzie niebezpiecznie. Nawet jak jeździł z jakimiś dziewczynkami na
karuzeli i zobaczył pędzącego ku nim brata, zaapelował do tej, która kręciła
„-Przepraszam, czy możesz zwolnić?”. Przyznam, że mało nie padłam na miejscu, a
i matka owych dziewczynek również ;). Wczoraj pod kościołem też przez dużą
część Mszy mogliśmy z mężem stać na swoim miejscu, bo dzieci same się
pilnowały. Cudne to jest!
Generalnie jakoś fajnie u nas
ostatnio. Wczoraj odwiedzili nas przyjaciele i miło było pogadać, poopychać się
popcornem z mikrofalówki i karmić gości kaszą gryczaną ;). Z racji
błogosławionego stanu cioci, chłopców mocno intrygował dzidziuś w brzuchu,
Starszak dużo się przytulał, całował kolegę, i już dzień przed wizytą
przeżywał, żeby mama nie zapomniała dać cioci kocyka. Przy wieczornej
modlitwie, odmówionej w większym składzie, nasz F jako jedną z ważniejszych
intencji wymienił „Żeby ciocia nie zapomniała kocyka”, a dziś rano ni z gruszki
ni z pietruszki powiedział: „-Mama, fajny ten Olek!”
Miniony tydzień spędziliśmy u moich
rodziców. Po podliczeniu wszystkich wydatków, które będzie trzeba ponieść na
początku września, zdecydowaliśmy się odwołać kurs na Giżycko. Zdecydowanie bardziej
ekonomicznie wypadły nam wakacje w rodzinnym mieście, na wikcie u mamusi. I
wcale nie zamierzam robić z siebie męczennicy „ojej, nie pojechaliśmy na
urlop!”. Było miło, cudnie, rodzinnie, i najważniejsze, że razem :).
Udało nam się nawet uskutecznić
całodzienny wypad do Lichenia. Jako że sezon pielgrzymkowy w pełni, a odkąd
jestem matką i żoną nie mam większych szans na wędrowanie do Częstochowy, ten
wyjazd był dla nas ważny pod względem duchowym. Usłyszałam wcześniej negatywny
komentarz, że nie ma co jechać z dziećmi do sanktuarium, bo „nie zapamiętają i
nie skorzystają”. Po powrocie z Lichenia potwierdzam i mogę podpisać się obiema
rękami: skorzystali. A czy zapamiętają? Pamięć trzeba w dzieciach pielęgnować.
Starszy synek był pod wielkim
wrażeniem wszystkiego, co zobaczył. Koniecznie chciał wchodzić na Golgotę, a
kiedy w jednej z grot zobaczył scenę złożenia do grobu, podszedł i przytulił
się do Jezusa. Dziecięca wrażliwość religijna! Odtąd naprawdę rozumiem słowa
Jezusa, by stać się jak dziecko! Potem do zdjęć przy świętych figurach i
pomnikach ustawiał się w pozycji klęczącej (z własnej i nieprzymuszonej woli).
Młodszy generalnie koncentrował się na wyszukiwaniu i pokazywaniu palcem na
ulubione symbole: flagę i krzyż. Mimo wielkiego skupienia i rozmodlenia
wiernych potrafił nagle krzyknąć: „Koko! Ksiś!”. Starszy chciał, by mu wszystko
czytać, słuchał w milczeniu historii przestrzelonego krzyża i miał zadanie, by
przywieźć babci wodę ze źródełka. W ogóle śmiesznie wyszło, bo zdecydowaliśmy,
że dopiero na końcu pójdziemy po tę wodę, by jej nie dźwigać po całym Licheniu.
A babcia z wrażenia się przejęzyczyła i poprosiła wnusia o „wodę święconą”.
Wychodzimy więc z bazyliki, a dziecię łapie w garść wodę z kropielnicy (czy
jest tu jakiś teolog? Tak to się nazywa?). Ojciec nie zorientował się, w czym
rzecz i dawaj, zaczyna opieprzać synka. Zanim matka doleciała, sytuacja się
wyjaśniła. Poszliśmy do najbliższego źródełku sklepu i zakupiliśmy co trzeba
(„- Poproszę osiem Matek Boskich plastikowych i jedną ze szkła”). Czyż nie
udana pielgrzymka? Udana :). A cudowną
wodą obdarowaliśmy rodzinę i przyjaciół.
Generalnie nie byłam w Licheniu od
5,5 roku i ze zdumieniem patrzyłam, jak tam się wszystko pozmieniało. Już nie
mówiąc o tym, że nie zobaczyliśmy Cudownego Obrazu. W sklepie z pamiątkami,
gdzie wybierałam książeczki dla wszystkich dzieci z rodziny, rzuciło mi się w
oczy coś dziwnego. Bransoletka. Drewniana. Składała się z małych obrazków, a że,
mimo lekkiej wady, nie noszę okularów, nie widziałam, co na nich jest. Na oko
tych obrazków było z dziesięć, więc co to mogłoby być? W „świętym sklepie”? Od
czasu do czasu lubię kupić jakiś sacrogadżet, więc: „-Poproszę dwa te różańce”. „-To
nie różańce! To bransoletki ze świętymi!”. I tak oto skompromitowałam się w
sklepie z dewocjonaliami. Ale, kurcze, bransoletka ze świętymi? Chyba bym się
nie przekonała ;).
Wspomniałam o pielęgnowaniu pamięci
u dziecka. Mój dziadek zmarł ponad rok temu. Zabieram chłopców na cmentarz,
rozmawiamy o pradziadku, który kupił mu piłkę, pokazujemy zdjęcia. Nagle chłopiec
przypomina sobie, że dostał też parasolkę z samolotem. Chcę, żeby to były jego
wspomnienia. Opowiadamy mu, że kiedy był w brzuszku mamy, inny pradziadek też
bardzo go kochał i nie mógł się go doczekać. Chcemy, żeby rodzina była dla
chłopców ważna. Nie tylko mama, tata, brat, bo to oczywiste. Kto tylko chce z
nami utrzymywać bliższe relacje, widzi, jakie to dla naszych dzieciaków
budujące. I jak oni potrafią ubogacać i uszczęśliwiać.
Niedawno chłopcy mieli okazję poznać
moją rodzinę, mieszkającą za granicą. Rety, pokonali wszelkie bariery językowe,
a ciocia do tej pory smsuje i jest pod wrażeniem naszych dzieciaków, może za
rok skorzystamy z zaproszenia, i, o ile nasz wiekowy samochód da radę,
wybierzemy się w odwiedziny :).
Na koniec, g`woli pamięci, przegląd
najczęściej używanych słów i wyrażeń naszego Prawiedwulatka:
Oć tu, ewent. siać tu (plus poklepywanie krzesła lub
kanapy) – choć tu, usiądź tu
Mama, tata,
Danio (ewen. Danek) – czyli my
Makom – motor
Auto
Bacia,
dziadzio
Alo – telefon
Sisiu – siusiu
Ałła – uderzyłem
się ;)
Baja – bajka
Bop – Bob Budowniczy
Pać – spać
Misio – ulubiona przytulanka
Au – pies
Gol
Piła, pika – piłka
Ciacio – ciastko,
cukierek
Piciu
To be cont. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz