środa, 28 września 2011

"Cycek" kontra "cyc"

Niewiele słów w języku polskim budzi we mnie tak jednoznacznie odpychające uczucia jak słowo „cyc”. Samo w sobie jest obleśne. A już sformułowanie „on chce do cyca”, „daj mu cyca” dowodzą, że nie jesteś ważna Ty, ale „cyc” właśnie. Co ciekawe, słowo to na „c” jeśli jest używane w liczbie mnogiej, znaczy już co innego. Nie postawimy znaku równości między „dawaniem cyca” a np. „cycatą blondynką” (tudzież brunetką). Moja rodzina wie, jak drażni mnie owo sformułowanie i nikt go w stosunku do mnie nie używa. Szczególnie mąż by się nie odważył, na szczęście!
Drażni mnie też „pierś”. W sytuacjach kryzysowych (oj, niestety często się pojawiają), mąż niestety już z dużą swobodą rzuca: „daj mu pierś”. Pierś kurczaka, przepraszam bardzo? Bo chyba nie MOJĄ pierś! Mam ją obciąć i włożyć w buzię krzyczącemu dziecku? Bo tzw. „pierś” to oczywiście panaceum na całe zło. Dziecko krzyczy, dawaj pierś. Dziecko głodne, dawaj pierś. Dziecko chce spać, dawaj pierś.
Ja mówię „cycek”. Mąż chyba nie, bo pewnie myśli, że by mnie tym drażnił. Pewnie mu się wydaje, że „pierś” jest bardziej subtelna. Dla mnie nie ma tu nic subtelnego. Mówiąc „cycek” odcinam się od całej tej otoczki związanej z filozofią karmienia. Zresztą przecież przestaje już tutaj chodzić o karmienie i picie. Chodzi o to, żeby zapchać dziecku buzię, bo się drze, nieważne dlaczego płacze. A Ty nie liczysz się jako A., liczysz się jako „cyc”.
I sama też musisz o tym pamiętać na każdym kroku. Idziesz do pracy, dyskretnie sprawdzasz, czy zaraz nie będzie dwóch charakterystycznych plam na bluzce. Nie możesz zostać dłużej niż planowałaś, bo owe „cycki” eksplodują. Wychodzisz na chwilę do sąsiadki (oczywiście telefon cały czas jest włączony i zerkasz, czy nie dzwoni albo nie smsuje mąż), proponują Ci Twoje ulubione wino – nie, bo za trzy godziny będę karmić (albo za 5 minut)! Idziesz do lekarza, zanim przepisze Ci leki – panie doktorze, ja karmię! Chcesz włożyć sukienkę, zastanawiasz się, jak w niej będziesz karmić. 
Parę miesięcy temu byliśmy na weselu i musiałam się obnażać na schodach (wierzcie mi, nie było to dyskretne wyjęcie „cycka”), bo sukienka była obcisła i zapinana na zamek z tyłu. Byłam chodzącym znakiem dla przewijającej się tu i ówdzie Młodej Pary – za jakiś czas to ja będę ładnie wyglądać, a Wy będziecie „cyckowi”… Chociaż wiem, że niektórych rozczulał mój widok, jedna pani znalazła mi nawet oddzielny pokój z wygodnymi fotelami i powiedziała „dzięki temu, że pani karmi, ma pani taką świetną figurę”!. A figurę naprawdę miałam niezłą, zasługa diety eliminacyjnej :).
Komplementy dla nas, matek, są jak najbardziej na miejscu. I to nie tylko te w stylu „oj, jaki śliczny dzidziuś”. Potrzebujemy, żeby ludzie dostrzegali w nas kogoś więcej, niż tylko chodzącą mleczarnię. Dziś np. musiałam pojechać do pracy numer 2 (a może nr 3?). Podopieczny mówi „skoro pani nie będzie już moim kuratorem, chętnie zaproszę panią na kawę”. Wow! Facet, żonaty co prawda, ale się właśnie rozstaje z żoną…, zaprasza mnie na randkę! Nie widzi we mnie „cycka”, tylko kogoś, z kim się idzie do knajpy i rozmawia (i to nie raczej o dzieciach, zupach, kupach, bo on dzieci nie ma). Odmówiłam, co prawda (mąż by mnie nie puścił, poza tym byłoby to sprzeczne z etyką zawodową), ale jakże to podbudowało moje ego :).
Tak więc powoli zaczynam brać pod uwagę, że kiedyś (!) odstawię J i choć w części będę istotą odrębną. Zaczynam weryfikować wcześniejsze plany, że będę karmić, aż syn skończy 3 lata (pan doktor orzekł, że to patologia, a`propos, pozdrowienia!). 
Plusy odstawienia:
- J strasznie mnie gryzie i nie ma w tym nic przyjemnego,
- nie będę miała w pracy nawałów mleka i będę mogła skupić   się na robocie,
- karmię go już rok i 13 dni
- od 3,5 roku jestem albo w ciąży, albo karmię, albo jedno i drugie, należy mi się odpoczynek,
- będę mieć ładne włosy i cerę,
- będę mogła, idąc ze znajomymi na piwo, kupić piwo (a nie Kubusia),
- odstawię witaminy dla kobiet karmiących, które mają gabaryty viagry (tak mi się zdaje),
- odzyskam kontrolę nad swoim ciałem, będę znów mieć "piersi", a nie dwie sterczące butelki,
- karmienie w tym wieku zakrawa o patologię (podobno).

Minusy odstawienia:
- J będzie płakał,
- koszmarne noce, bo dziecko w nocy dostaje „cycka” i ja sobie śpię, a on je kiedy chce,
- będzie mi tego baaaaaaaaaaaaaardzo brakowało,
- przestanę być niezbędna swojemu małemu syneczkowi :(,
- jak my go, cholera, będziemy usypiać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz