czwartek, 29 września 2011

Matka Polka wraca do obiegu

Matka Polka wraca do obiegu. Wróciłam do pracy po niemal tygodniu chorowania (przypadłość nauczycielska) i od razu skok na główkę. Zapomniałam, że mam oszczędzać głos i zacięłam się w połowie. Fajnie, że dzieci były wyrozumiałe. Ja mniej.
Przy sprawdzaniu testów kompetencyjnych chcę rwać włosy z głowy, widząc, jak pierwszaki przechrzciły Eurydykę. Dla euroentuzjastów to po prostu Eurodyka, dla innych (o niezbadanych jeszcze dla mnie preferencjach) Erudyka (w sumie ładnie, tak erudycyjnie), dla większości po prostu Euradyka. Gdyby pisali na komputerze, mogłabym puścić płazem literówki, a tak się czepiam.
Dużo ludzi pyta mnie, czemu wróciłam do pracy. Bo dwoje małych dzieci, bo to co zarobię w szkole w większej części muszę przeznaczyć na prywatny żłobek i przedszkole; ponieważ jesteśmy małżeństwem, nasz syn nie miał szansy na publiczne przedszkole, bo pierwszeństwo mają dzieci „samotnych matek”. A`propos, sytuacja z życia wzięta: przychodzi „samotna matka” złożyć podanie. Dyrektorka pyta:
- A gdzie mąż, ojciec dziecka?
- Nie wiem, jestem samotną matką!
- To kto będzie odbierał dziecko z przedszkola?
- No ja albo mąż!
No więc nasz pierworodny poszedł do prywatnego przedszkola, gdzie nabywa nowe umiejętności. Nauczył się piosenek o krasnoludkach, przedszkolakach i poznał nowe słowa: „dupek”, „troll” i „idę srać”… Pięknie, czeka nas kolejna rozmowa z wychowawczyniami…
Tak więc ¾ mojej nauczycielskiej pensji pochłania edukacja synków. Faktycznie, pewnie mogłam zostać jeszcze rok w domu, dalej gotować obiady, sprzątać, prać, czytać książeczki, śpiewać kołysanki, spędzać po kilka godzin dziennie na świeżym powietrzu, a weekendy w mojej pracy nr 2. Mimo to cieszę się, że wróciłam do obiegu. Po 1,5 roku siedzenia w domu miałam już dość. Może to objaw egoizmu i syndrom wyrodnej matki, ale męczyły mnie własne dzieci. Odetchnęłam z ulgą, że jest ktoś, kto będzie się z nimi bawił, da im jeść, przewinie, przytuli, nauczy piosenek, których ja nie znam (właściwie to już kilka znam, bo mnie mój starszak nauczył).
To wielka ulga wrócić do domu, zobaczyć, że nie ma obiadu i się tym nie przejąć! Nic się nie stanie, kiedy zjemy z mężem po kanapce! Dlatego choć teoretycznie mogłabym odbierać starszaka wcześniej, czekam, żeby przyjść do przedszkola dopiero po obiedzie. Spędziłam w domu dostatecznie dużo czasu, by dzieci miały mamę tylko dla siebie, teraz czas na mnie. Zresztą, moja obecna praca pozwala mi na w miarę wczesne powroty do domu i nie muszę zostawiać chłopców na 8-10 godzin, a lekcje przygotowuję, kiedy oni słodko już śpią. Chcę więc pracować, myślę o kolejnych studiach, ale to najwcześniej za rok :) (mąż załamany: „trzecie?!!!”). Planuję też wypad do spa (intensywny wysiłek a potem relaks) i kurs języka migowego. Nam, mamom, należy się realizować swoje marzenia (i podnosić kwalifikacje zawodowe!), bo, w trosce o Was, drodzy mężowie, nie chcemy się zaniedbać ani mentalnie, ani wizerunkowo. Nie możemy za bardzo zostawać w tyle, bo przecież Wy nie mieliście przerwy zawodowej w związku z ciążą i rodzeniem dzieci!

1 komentarz:

  1. Brawo!
    Trzeba dbać i o siebie :)
    Jak słyszę, że znajoma mama bliźniaków pierwszą książkę po urodzeniu dzieci przeczytała, gdy skończyły one 4 lata, to trochę mnie to przeraża...
    Pozdr. - MN.

    OdpowiedzUsuń