Skończyłam
brać zastrzyki i za jakiś tydzień mój organizm się z nich oczyści. Kiedy jednak
napomykam, że może jak Mały będzie się dopominać, to wrócę do karmienia, spotykam
ze wszystkich stron opór połączony z całkowitą dezaprobatą i troską ;). Może
jednak coś w tym jest? Nie będąc w ciąży ani matką karmiącą (oj, zapomniałam już
jak to było…), mogę:
1)
Pić
na umór
2)
Chodzić
do lekarza kiedy zachoruję i brać receptę bez gadania, że może jednak coś
innego,
3)
Iść
na profilaktyczne usg piersi,
4)
Nosić
sukienki,
5)
Jeść
śmieciowe żarcie,
6)
Przespać
całą noc :-D
Tylko co z tego, skoro:
1)
Nie
mam kiedy, ani z kim, ani nawet ochoty się napić,
2)
Nie
planuję chorować,
3)
Nie
cierpię chodzić na badania profilaktyczne,
4)
Przytyłam
i w sukienkach wyglądam jak „znoooowuuuu w ciąąąąąąży”,
5)
Nie
przepadam za śmieciowym żarciem,
6)
I
tak w nocy się ciągle budzę, nasłuchując, czy dziecię się nie obudziło…
Tak, wiem, maruder jestem. Po
prostu dla mnie karmienie to cudowne doświadczenie… Buuuu, jak mi tego brakuje…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz