„Nadejszła
wielkopomna chwila”. Tzn. wcale nie nadeszła, ale już dawno chciałam kogoś
mądrego zacytować. Jedyne co się zmieniło, to rozpoczęte ferie. Jak zwykle
koniec semestru wiązał się ze zintensyfikowaną pracą papierkową, dobrze się
złożyło, że akurat mąż w domu, nie musiałam się stresować, że dzieci cały dzień
poza domem. Mogą spać do woli, Starszak chodzi do przedszkola po śniadaniu, bez
pośpiechu, Młodszy póki co ma zawieszony żłobek i płacimy tylko za przetrzymanie
miejsca. Jeśli musiałam zostawać po godzinach (a ostatnio zazwyczaj musiałam i
to sporo), tatuś zajmował się, czym trzeba. Minus bezrobocia to kompletna
posucha na rynku pracy, aby sytuacja się zmieniła, zanim popadniemy w ruinę
finansową. Póki co Opatrzność czuwa, więc mamy nadzieję, że i o resztę nie
musimy się troskać.
Starszak,
niechętny wszelkim przejawom religijności, zaczął być wielbicielem kolęd. Sama
nie wiem kiedy, opanował tekst i melodię Dzisiaj
w Betlejem i Przybieżeli do Betlejem…
Wstyd przyznać, ale jakoś niezbyt często kolędujemy w domu, tymczasem ostatnio
same latorośle zachęciły nas do włączania płyty, wspólnego śpiewu i tańca też,
a jakże ;). Jeśli pojawia się hasło „pasterze” i „Betlejem”, F jest chętny do
śpiewania i tańczenia :). Wczoraj musieliśmy iść kupić mu buty na zimę. Udało
się szybko coś znaleźć, więc stałam przy kasie, a chłopcy z tatusiem przy wejściu
czekali na mnie. Nagle Starszak na całe gardło zaczął śpiewać swoją ulubioną
kolędę ;). Ludzie patrzą, niektórzy z uśmiechem, niektórzy pewnie z niesmakiem,
trudno wyczuć. A ja pękałam z dumy, nie tylko dlatego że dziecię takie pobożne,
ale głównie ze względu, że nasz trzylatek publicznie wystąpił bez wstydu i
strachu (jak to jest w przedszkolu), no i że bezbłędnie zaśpiewał całą kolędę
(tzn. dwie zwrotki i refren), kiedy sporo znajomych rówieśników nie zna na
pamięć nawet żadnego wierszyka. No i oczywiście fajnie, że synek w końcu znalazł coś, co go w
religijności pociąga :).
Poza
tym piekę na potęgę. Jakoś tak się złożyło, że mnie to odstresowuje. Więc
wczoraj robiłam moje pierwsze brownies, z
serem i nutą mięty. I pomyśleć, że jeszcze tydzień temu nie wiedziałam, co to brownies (ciasto czekoladowe). Wczoraj
wzięłam się też za grahamki żytnio pszenne. Mieszanka trzech mąk, pycha! Mąż
zajadał się bezami, a dziś rano jeszcze z doskoku machnęłam precle… Dzieci
lubią ze mną buszować w kuchni. Młodszy niestety jest z tym wkurzający, bo
wszystko chce ruszać, dotykać, próbować, a na hasło „chcesz pić?” leci do
szafki, w której trzymamy jego ulubione soczki kartoniku, podskakuje i krzyczy „picie,
picie!”, jakby spędził tydzień na pustyni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz