niedziela, 15 stycznia 2012

Kolędowo



„Nadejszła wielkopomna chwila”. Tzn. wcale nie nadeszła, ale już dawno chciałam kogoś mądrego zacytować. Jedyne co się zmieniło, to rozpoczęte ferie. Jak zwykle koniec semestru wiązał się ze zintensyfikowaną pracą papierkową, dobrze się złożyło, że akurat mąż w domu, nie musiałam się stresować, że dzieci cały dzień poza domem. Mogą spać do woli, Starszak chodzi do przedszkola po śniadaniu, bez pośpiechu, Młodszy póki co ma zawieszony żłobek i płacimy tylko za przetrzymanie miejsca. Jeśli musiałam zostawać po godzinach (a ostatnio zazwyczaj musiałam i to sporo), tatuś zajmował się, czym trzeba. Minus bezrobocia to kompletna posucha na rynku pracy, aby sytuacja się zmieniła, zanim popadniemy w ruinę finansową. Póki co Opatrzność czuwa, więc mamy nadzieję, że i o resztę nie musimy się troskać.
Starszak, niechętny wszelkim przejawom religijności, zaczął być wielbicielem kolęd. Sama nie wiem kiedy, opanował tekst i melodię Dzisiaj w Betlejem i Przybieżeli do Betlejem… Wstyd przyznać, ale jakoś niezbyt często kolędujemy w domu, tymczasem ostatnio same latorośle zachęciły nas do włączania płyty, wspólnego śpiewu i tańca też, a jakże ;). Jeśli pojawia się hasło „pasterze” i „Betlejem”, F jest chętny do śpiewania i tańczenia :). Wczoraj musieliśmy iść kupić mu buty na zimę. Udało się szybko coś znaleźć, więc stałam przy kasie, a chłopcy z tatusiem przy wejściu czekali na mnie. Nagle Starszak na całe gardło zaczął śpiewać swoją ulubioną kolędę ;). Ludzie patrzą, niektórzy z uśmiechem, niektórzy pewnie z niesmakiem, trudno wyczuć. A ja pękałam z dumy, nie tylko dlatego że dziecię takie pobożne, ale głównie ze względu, że nasz trzylatek publicznie wystąpił bez wstydu i strachu (jak to jest w przedszkolu), no i że bezbłędnie zaśpiewał całą kolędę (tzn. dwie zwrotki i refren), kiedy sporo znajomych rówieśników nie zna na pamięć nawet żadnego wierszyka. No i oczywiście fajnie,  że synek w końcu znalazł coś, co go w religijności pociąga :).
Poza tym piekę na potęgę. Jakoś tak się złożyło, że mnie to odstresowuje. Więc wczoraj robiłam moje pierwsze brownies, z serem i nutą mięty. I pomyśleć, że jeszcze tydzień temu nie wiedziałam, co to brownies (ciasto czekoladowe). Wczoraj wzięłam się też za grahamki żytnio pszenne. Mieszanka trzech mąk, pycha! Mąż zajadał się bezami, a dziś rano jeszcze z doskoku machnęłam precle… Dzieci lubią ze mną buszować w kuchni. Młodszy niestety jest z tym wkurzający, bo wszystko chce ruszać, dotykać, próbować, a na hasło „chcesz pić?” leci do szafki, w której trzymamy jego ulubione soczki kartoniku, podskakuje i krzyczy „picie, picie!”, jakby spędził tydzień na pustyni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz