sobota, 10 grudnia 2011

Eh, to rodzicielstwo...

Łapie nas przeziębienie, cholerka. Ja nie doszłam do siebie po zapaleniu krtani, jeden dzieciak nawet w szkole bezczelnie pyta: „A pani to co, mutację przechodzi?”. Brak wyczucia niektórych gimnazjalistów co wypada a czego nie poraża… Dzieci kaszlą, mąż też ledwie ciepły. Zaraz będę nam nastawiać syrop czosnkowy, dobrze, jakby nas szybko postawił na nogi, bo pora wybitnie nie na chorowanie… Póki co niestety liczymy się z tym, że tatuś będzie jechał z młodszym na ostry dyżur, w końcu w niedzielę nasza osiedlowa przychodnia nieczynna. A bardzo prawdopodobne, że z wizyty skorzysta i synek i tatuś, bo ten drugi wróży sobie chorobę :-(. Niestety, na okresie próbnym nie będzie mógł się wychorować w domu, więc lepiej, by syrop czosnkowy przepisu mojej mamusi zadziałał.
Ostatnio bardzo lękamy się, czy wybór przedszkola był słuszny. Oglądaliśmy zdjęcia z wizyty strażaka. Wiemy, że nasz synek nie lubi wszelkich przebierańców, drży na ulicach na widok Mikołaja czy serca i rozumu z reklamy tepsy. Wiedzieliśmy, że bał się strażaka (sam powiedział), ale mówił też, że trochę mu się podobało. Tymczasem na czterdzieści czy pięćdziesiąt zdjęć zamieszczonych na stronie przedszkola, naszego synka znaleźliśmy na jednym czy dwóch (na tym drugim widać było tylko czubek głowy, więc nie jesteśmy pewni, czy to był on) i to wciśniętego między regał a kanapę, najdalej od centrum wydarzeń jak tylko się dało… Serce pękało. Następnego dnia rozmawialiśmy z panią dyrektor. Byliśmy bojowo nastawieni, tzn. głównie ja mówiłam, mąż wolał dać mi wolną rękę w rozmowie pedagoga z pedagogiem. Stanęło na tym, że SJ (jak ją nazywamy, nie mylić z jezuitami) ma nakręcić filmik, byśmy zobaczyli, jak nasze dziecię funkcjonuje w przedszkolu. Ma też poszukać zdjęć, bo „niemożliwe, żeby nie było na nich F”… Lepiej, żeby miała rację. Czekamy zatem…
Pochwalę się jeszcze dwoma kwestiami :-). Mamy wodę - hurrra! I to bez pomocy hydraulika ;). Mąż i teść (mój, nie męża) podeszli do sprawy zadaniowo :). Po drugie, tydzień temu, pierwszy raz od bardzo bardzo bardzo dawna wyszłam z mężem z domu bez dzieci! Nieważne, że do pobliskiej biedronki i tachaliśmy z parkingu siaty z zakupami ;). Ważne, że skorzystaliśmy z wizyty dziadków i cioci i zostawiliśmy pociechy pod ich opieką na godzinkę ;). Już w windzie cieszyliśmy się myślą o tym romantycznym wypadzie i że jak to będzie móc trzymać się za ręce ;). A jak dzieci podrosną to planujemy pojechać gdzieś na cały weekend i ich z sobą nie brać! Wyrodni rodzice ;P.

2 komentarze:

  1. romantyczny wypad :D
    MN

    OdpowiedzUsuń
  2. jeśli F. nie ma na zdjęciach to nie bez winy jest tu fotograf...widocznie jakiś rzemieślnik :)
    Gall bez brzuszka

    OdpowiedzUsuń