środa, 7 grudnia 2011

Kiedy przyjdzie tata?


„- Mamo, a kiedy przyjdzie tata?”
Dziś i wczoraj Starszak powtarza to do znudzenia. A ja do znudzenia powtarzam, że tata wróci późno, czyli jak już będziemy spać… Wczoraj musiałam iść sama z dziećmi do przedszkola na spotkanie z Mikołajem. Nie lubię takich akcji. Starszak bał się potwornie, cały czas siedział mi na kolanach, trzęsąc się jak galareta. Młodszy się nie bał, więc musiałam za nim ganiać. Matka Polka ma to do siebie, że musi być w kilku miejscach jednocześnie. A przecież nie ma daru bilokacji o. Pio…
Od kąpieli i przenoszenia dzieci do łóżek boli mnie kręgosłup. Dziś musiałam walczyć z awarią hydrauliczną, dobrze że wróciliśmy wcześniej do domu… Po prostu nagle spod zlewu zaczęła tryskać woda. Nie jestem miłośniczką ani znawczynią domowych napraw, ale (na szczęście) udało mi się znaleźć jakiś zawór i zakręcić dopływ wody. Tak więc naczynia myję dziś w łazience i czekam na powrót robiącego karierę sędziowską męża. Obiecał, że zajrzy. Oby. Nie chcę być złośliwa, ale od września nie otwieramy okna w salonie, bo mąż wymienia złamaną klamkę…
„Kto jest beksą i mazgajem,
Ten się do nas nie nadaje!”
Od jakiegoś czasu Starszak regularnie to śpiewa. Czasem mam wrażenie, że mój Synek trafił do wojska, a nie do przedszkola… Choć chyba dyscyplina przedszkolna wychodzi mu na dobre. Fajny dzieciak z niego. I naprawdę można z nim mądrze pogadać.
Zresztą od jakiegoś czasu dużo trudniej dogadać mi się z Młodszym. Odkąd jestem mamą, stoję na stanowisku, że najgorszy czas to ten między raczkowaniem a wiekiem ok. 2 lat. Moje dzieci (wszystkie dwa) zaczęły wcześnie raczkować (coś koło 7 miesiąca) i od tego mementu stały się chodzącymi szkodzącymi żywiołami. To fatalny okres dla mojego schorowanego kręgosłupa, bo codziennie niezliczoną ilość razy trzeba się zrywać, schylać, podnosić, zabierać, ścigać z dzieciakiem, i jeszcze latać z łyżeczką, bo biedak ciągle ząbkuje, więc trzeba mu choć troszkę wcisnąć pożywnej zupy, tudzież kaszki, tudzież czegokolwiek.
No i właśnie Młodszy jest w tym newralgicznym wieku. Wszędzie włazi. Ma niebezpieczne pomysły, w których (nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, bo nie sądziłam, że to możliwe) przebija starszego brata. F nie stawał na górze kanapy, przynajmniej nie na dwóch nogach. F nie właził do szuflad (wchodził najwyżej do szafy). F nie bawił się klapą od sedesu, nie wyciągał kostki z muszli i nie grzebał w brudowniku (w łazience interesowała go tylko szafka i kosmetyki, co łatwo dało się okiełznać zakładając zabezpieczenia). F nie pokazywał paluchem na coś w górze, krzycząc „TO” i nie dostawał histerii, kiedy „TEGO” nie dostawał. Oczywiście też był szkodnikiem, ale już wymazałam z pamięci większość jego akcji i teraz napawają mnie grozą wyczyny jego braciszka.
Jak Młody nie szkuduje, też jest uroczy. Wczoraj dostaliśmy z prezencie płytę ze zdjęciami żłobkowymi naszego synka. Jaka słodycz! Uśmiech a`la Belmondo, mina aniołka… Pani powiedziała, że też są całe mokre od buziaków, które rozdaje nasza pociecha (a myślałam, że to tylko mnie tak soczyście całuje). Ale to dziecię z uśmiechem na ustach potrafi podejść do ściany i odkleić piankowe puzzle (to w żłobku) albo rozwalić bratu konstrukcję z klocków (to w domu). Ostatnio kilka razy złapałam się na tym, że niewinnie karę dostał Starszak. Młodszy do niego podchodził i coś mu się psocił, wyrywał z ręki zabawki, a jak Starszak upomniał się o swoje, Młodszy wpadał w taką histerię, jakby brat mu wtłukł. I oczywiście mama nie wierzyła, kiedy na pytanie „coś ty mu zrobił?!?” padała odpowiedź „nic!”… Oj ciężko rozstrzygać braterskie spory…

11 komentarzy:

  1. ciężko takie spory rozsądza się także pracując z dziećmi...
    MN

    OdpowiedzUsuń
  2. A jeszcze pomyślałam sobie, że blog, który zapewne czytają Wasi znajomi, nie jest najlepszym miejscem na wylewanie żali wobec małżonka... Chciałoby się, żeby zarabiał tak, by można było spokojnie egzystować, ale jednocześnie żeby zawsze był w domu, gdy potrzeba...
    Pamiętam, że podobało mi się Twoje stwierdzenie, że Ty powinnaś bronić męża przed innymi i stać za nim, nawet jeśli też uważasz, że coś jest nie tak. I ewentualnie w cztery oczy rozstrzygać takie rzeczy. Chociaż rozumiem to, że jak go nie ma, to ciężko się spotkać w cztery oczy i spokojnie pogadać. Ale ujawnianie takich rzeczy na blogu nie służy chyba dobrej sprawie, a wręcz sprawi, że teraz my, znajomi, możemy sobie wyrobić opinię, że T. zaniedbuje dom i rodzinę.
    Pozdrawiam niezmiennie -
    Młock.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja Droga, gdzie tu wylewanie żali wobec małżonka?! Wierz mi, że żale lejemy, kiedy jest ku temu okazja i to raczej nie w sieci ;). Jeśli z dwóch (bodajże) zdań na temat chłopa ktoś wyrabia sobie opinię, że zaniedbuje rodzinę, to albo ktoś nie chce zrozumieć, jak wygląda życie rodzinne beż idealizowania i słodzenia, albo traci dystans wobec życia małżeńskiego. Wydaje mi się, że taki oto dystans do siebie mamy. A dodatkowa praca męża ma nie tylko związek z finansami, pewnie dlatego pozwalam sobie na uczczypliwość wobec niego (i on o tym wie). Oczywiście ślubny twierdzi, że mogłabym go bardziej gloryfikować, ale zawsze wiedział, że żeni się z flądrą ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co nie znaczy, że musisz karmić tę flądrę ;)
    Młock.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wtedy mąż straci to co pokochał od pierwszego wejrzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. zawsze może odkryć pod flądrą jakieś inne zwierzątko... :) i też pokochać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak tam chcesz, ale i tak uważam, że takie złośliwości na forum nie są do końca w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  8. u lala! jak powaznie sie tu zrobilo... ktos tu chyba jest sztywniakiem i nie zalapal konwencji tego bloga...
    odnosnie ostatniego komentarza - a pouczanie Autorki bloga (czyli swojej dobrej kolezanki z tego co wiem) sa do konca w porzadku? jesli motywacja byla szlachetna to mozna bylo tylko Autorce wyrazic swoja opinie, a nie na forum HEHE
    Swoja droga ktos kto zna troche te Rodzinke to moim zdaniem nie wyrobi sobie opinii
    "że T. zaniedbuje dom i rodzinę."

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale komentować chyba można, co? Nawet - z tego, co wiem - dyskusje były przewidziane przez autorkę bloga. Nie muszę się chyba zgadzać z A. we wszystkim, co pisze, bo dyskusje wtedy nie mają większego sensu.
    A ktoś, kto mnie nie zna, też raczej nie ma podstaw ku temu, by oceniać moje poczucie humoru.

    OdpowiedzUsuń
  10. a ja jestem facetem i myślę, że Twój mąż po prostu nie chce, żebyś wychodziła na balkon...:)
    Gall bez brzuszka

    OdpowiedzUsuń