sobota, 24 grudnia 2011

Wigilijnie...

                      Wczorajsze wagary bardzo udane. Zwłaszcza dla Starszaka, który cierpi na pogłębiającą się niechęć do przedszkola. A tak mogliśmy chodzić w piżamie i kapciach, piec ciasta. Fajny pomagier mi rośnie! Najpierw szybko machnęłam jedną babkę, synek nie mógł akurat mi pomóc "Mamo, ja jestem bardzo zajęty...", miał czas dopiero, jak wylewałam ciasto do dużej formy z kominem: "Mamo, a gdzie babeczki? Mieliśmy robić babeczki!!!". I co robi matka? Wyciąga papilotki i superszybki przepis na muffinki, modyfikuje go (zamiast nutelli - brzoskwinie), bierze do pomocy Starszaka i kręci. Młodszy akurat się budzi (dlaczego w żłobku potrafi spać dwie godziny, a w domu przy dobrych wiatrach 30-40 minut?), zostaje więc zapięty na krzesełku i też pomaga. Zjada brzoskwinie z puszki. Potem trochę się krzywi, trzeba go odpiąć, na szczęście superszybki przepis naprawdę takowy się okazuje i babki lądują w piekarniku. To ulubiony sprzęt młodszego szkodnika, więc trzeba pilnować, żeby nie właził do kuchni i nie wieszał się na drzwiczkach... Jakoś się udaje. Brat pomaga, zabawia, przytula, całuje, podnosi (!!!), cholera, trzeba co chwilę interweniować.
                 Starszy nadal cierpi na nieopisaną niechęć do Mikołaja. Wymyślił, że nie chce od Mikołaja prezentu, chce tylko jeden prezent - od rodziców ;). Dziś ochoczo pomagał mamie w pakowaniu podarków, zanosił je pod choinkę. Poszedł nawet do babci i powiedział, że ciocia ręcznik dostanie... Zobaczymy, jak nasze dzieci przeżyją dwa rodzinne zloty, mamy do odskoczenia dwie Wigilie, no i sporo ludzi się przewinie...


                 Korzystając z okazji, wszystkim Zaglądającym życzę radosnego świętowania. Niech przyjmowanie w naszych domach Bożej dzieciny będzie też przyjmowaniem w sercu każdego ludzkiego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz