sobota, 31 grudnia 2011

Bo to Sylwester!


Dziś imieniny Sylwestra. Nie jestem zaprzyjaźniona z żadnym takowym, więc irytuje mnie mocno robienie szumu wokół tego dnia. Kiedy byłam sporo młodsza, tzn. stanu wolnego i bezdzietna, chętnie wyjeżdżałam na „te dni” na spotkania Taize. Odkąd mam dzieci, nie widzę żadnej frajdy w wyczekiwaniu, by „powitać Nowy Rok” i nie mam żadnych oporów, by ten moment przełomu po prostu przespać (czym często przyprawiam o zgrozę swoją rodzinę). Kalendarz jest kwestią umowną, kiedyś rok się musi kończyć, a kiedyś zaczynać. I co tu świętować? Nie robię nigdy żadnych postanowień noworocznych, raczej nie dokonuję podsumowań. Nie przepadam za komikiem Jachimkiem, ale bardzo podoba mi się jego skecz, którego sens jest mnie więcej taki, nawet jak nie chcesz się bawić, nie masz ochoty, nie lubisz Sylwestra, to musisz, bo TO SYLWESTER”.
Mąż (chociaż abstynent z przekonania i zamiłowania) zamierza otworzyć butelkę zacnego trunku, wyjść na balkon i cyknąć nam fotkę na tle fajerwerków. Ja zrobiłam tiramisu i zaraz biorę się za sprzątanie i gotowanie, bo na jutro zaprosiliśmy przyjaciół :). Tak więc moim znakiem sprzeciwu wobec celebracji Sylwestra niech będzie włączona pralka i wykonywanie tak prozaicznych czynności jak peklowanie mięsiwa czy mycie kibelka ;).
Jeszcze sytuacja z dzisiaj: siedzę w samochodzie, mąż wyskoczył do sklepu, Młodszy śpi, Starszak zaczyna marudzić „- Mama, zamykają się”. W myślach przebiegam, co też tym razem się zamyka… Sklep? Przed chwilą wyszliśmy z restauracyjki w Ikei, bo zaraz zamykali, teraz pogoń do sklepów, by zdążyć zrobić zakupy na jutro… „- Co się zamyka, synku?” „- Oczki się zamykają!” – rzekła latorośl i zapadła w sen…
Za nieco ponad dwie godziny rocznikowo będę miała 31 lat. Przestanę być „atrakcyjną kobietą w wieku balzakowskim”. Oby ten rok był lepszy od poprzedniego, niech przynosi życie, niech kryzys nas nie dopadnie (ekonomiczny ani żaden inny) i niech mój mąż znajdzie dobrą pracę (paru innych bliskich nam osób borykających się z tym problemem także). Jak nauczyli mnie dawno dawno temu koledzy z Węgier: Boldog uj evet!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz